niedziela, 6 stycznia 2013

Bravo Justyna Kowalczyk

Emocje  przy dzisiejszym biegu kończącym Tour de Ski były ogromne, podbieg aż 29% wzniesienia w niektórych miejscach i dziewczyny z Justyną na czele, które dzielnie walczyły do końca, przypomniały mi ostatnie kilometry maratonu. W moim treningu są podbiegi o tym stopniu nachylenia, ale x razy 100 metrów, a nie przez 9 kilometrów i z rywalkami na plecach. Patrząc na walkę z górą biegaczek we Włoszech, wróciły te myśli, które w tych momentach goszczą w głowie biegacza. Niektóre z dzisiejszych bohaterek też spotkały się z tzw. ścianą o czym wspominały po biegu w  wywiadach. Oglądając ich dzisiejsze zmagania mam wrażenie, że przewijają mi się przed oczami momenty z trasy maratonu; widząc ich skrzywione miny, biegnę oglądając TV razem z nimi. Myślę jak dotrwać do mety, kiedy ta malutka myśl z głowy mówi : "ok stary, już pobiegałeś, już nam wystarczy, zwolnij i odpuść sobie". Jak utrzymać rytm biegu do końca, kiedy ta droga pnie się coraz wyżej (maraton Poznań, chyba coś koło 32km). Trzeba jechać do samego końca, do wyczerpania organizmu, ponad swoje siły. I wreszcie widok mety i te padające za nią narty razem z nimi. I wkońcu można zacząć oddychać. Też zawsze na mecie potrzebuję około minuty na złapanie oddechu. Dzisiejszy kończący Tour de Ski etapik 9km dał im popalić napewno. Pracowały według wstawek z Heart Rate na tętnie 180, czyli dały z siebie wszystko. Uwielbiam takie zawody i podziwiam wszystkie panie za włożony trud w przygotowania żeby móc dotrwać do końca.
No ale przebywając 300 dni w roku poza domem jak nasza mistrzyni Justyna trzeba to już kochać.
Dlatego nie ma się co zastanawiać tylko po obiadku trzy godziny odczekam i dzisiaj dłuższe wybieganie.
Dzięki Wielkie Czterokrotna Królowo. Jesteś WIELKA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz