Lubię tam jeździć, no po prostu lubię. Może to tradycja. Czwarty rok z rzędu. Tym razem wspólny bieg z bratem, trzy kółka po 5 km. Rekordowa liczba biegaczy w tym roku.
Spokojnie wyruszyliśmy z zapasem czasu w stronę Bełchatowa. Odbiór pakietów, tym razem gadżetem okazała się bandanka :) Zjedliśmy po żeliku coby siła była i strzał armaty otworzył start.
Plan był ustawiony na 1:20, bo to debiut Sławka na tym dystansie. Ja miałem go zającować, ale okazało się że czas był odpowiedni jak na moje możliwości obecnie. Pierwsze kółeczko według założeń, trochę ciasno, ale biegliśmy razem z uczestnikami biegu na 5km, więc trzeba było się troszkę poprzepychać. Drugie kółko już wszystko było ustawione i biegło mi się najlepiej. Zresztą zawsze jakoś tak mam, że dobrze zaczyna mi się biegać dopiero po zrobieniu pięciu kilometrów. To taka rozpałka ;) i dopiero maszyna rusza do boju.
Na trzecim okrążeniu wiedzieliśmy że jest duża szansa ukończyć w założonym czasie. Trochę udało się jeszcze przyspieszyć w końcówce, ale zabrakło kilku sekund. Złożone zostały obietnice że za rok będzie co pobijać. 1:09 to mój najlepszy z Bełchatowa i będę musiał się przyłożyć żeby go złamać.
Po skończonym biegu mieliśmy przyjemność obejrzenia występu grupy tanecznej oraz rozdania pucharów i nagród. Występ się podobał, zajęliśmy najlepsze miejsca w pierwszym rzędzie ;)
Do zobaczenia za rok Bełchatów.