sobota, 19 stycznia 2013

Jestem twardzielem ;)

Zacznę od kurczę, bo kurczę jestem twardzielem. Niespodziewałem się że w tą zimę przebiegam wszystko na dworze. A zima zrobiła się prawdziwa. Jeszcze niedawno przed roztrenowaniem myślałem i pisałem, że pewnie tak jak rok temu wrócę na tą nudną bieżnię. Na siłownie trochę pomacham dla zdrowotności. A tu nic. Brnę w zimę z głową do góry i żadne ścieżki nie stają okoniem. Twardziel jestem jak nic. W takiej temperaturze jak teraz jest za oknem biega mi się wyśmienicie. Wyczerpanie glikogenu przychodzi jakby później , jakbym miał więcej siły, większego "kopa". Poza tym czy strój jest ważny w zimę. O tak, zdecydowanie lepiej wygląda dla mnie biegacz w zimę niż w lato. Lubię zakładać kilka warstw na siebie, lubię kiedy buty wcinają się w śnieg, gdy buff czasami musi zasłonić usta, mroźne powietrze hartuje płuca.
Kurcze, ja tylko raz w ciągu roku zachorowałem.Twardziel jestem.
Nadal udeptuję pomarańczowe ścieżki, bo taki czas nastał, realizuję plan przygotowania do Dębna, krok po kroku, jak przykazał Pan plan.

Samochwała w kącie stała 
I wciąż tak opowiadała: 
"Zdolna jestem niesłychanie, 
Najpiękniejsze mam ubranie, 
Moja buzia tryska zdrowiem, 
Jak coś powiem, to już powiem, 
Jak odpowiem, to roztropnie, 
W szkole mam najlepsze stopnie, 
Śpiewam lepiej niż w operze, 
Świetnie jeżdżę na rowerze, 
Znakomicie muchy łapię, 
Wiem, gdzie Wisła jest na mapie, 

niedziela, 13 stycznia 2013

Nowe ścieżki biegowe

Wstałem rano, rajtuzy, kurtka, czapka, zegarek i już jestem w początkowym truchcie rozgrzewającym zastane mięśnie. Żebym tylko zapamiętał gdzie mam wrócić, kurcze wszystkie te domki takie same, wręcz identyczne. Biegnę z lekką obawą o powrót. W planach mam 10 km.
Przemierzam i nabijam kilometry na nowych ścieżkach biegowych. Biegaczy tu zatrzęsienie, jeden na drugim, jestem zaskoczony. Wszędzie widzę biegające osoby w różnym wieku, od najmłodszych (widziałem dwie dziewczyny około 10-12 lat) do "prawdziwych" dziadków. Muszę powiedzieć że jesteśmy do tyłu w Polsce albo dopiero się rozwijamy. No istny wysyp jest tutaj tych biegaczy. No i bardzo dobrze bo czuję się dzięki nim normalnie, a myślałem że będę odludkiem który biega. No dobra, na zegarze 8 km, właściwy trening już zrobiony, teraz tylko 2 km wyciszenia w drodze powrotnej. Tylko gdzie jest ta droga powrotna?
No nic, biegnę. Ni chusteczki jednak nie mogę trafić na tą nazwę ulicy na której mieszkam. Coś tam od lawendy. Jakieś lavendestrasse, czy lavendesberg ? Nie ma czegoś takiego. OK, nie zostaje nic jak kogoś spytać. Pani kieruje mnie w innym kierunku niż mi się wydaje że powinienem biec. Nie, cholera napewno powinienem biec w drugą stronę. Ważne co powiedziała, że tutaj ulice sąsiadujące ze sobą są ułożone alfabetycznie. No to teraz już pestka, wystarczy namierzyć tylko jakąś ulicę na L. Niestety żadnej na L, jakieś na F, później na H, ale nic na L. No i wreszcie lampka się zapaliła. Masz GPS w zegarku i masz nawiguj do miejsca startu. Tylko dlaczego dopiero teraz, jak na zegarze już 17 km. 7 kilometrów poszukiwania drogi powrotnej ! Po dołożeniu jeszcze jednego kilometra wróciłem. Ufff...



Realizuję plan treningowy do maratonu Dębno, właśnie wkraczam w kolejny tydzień. Do końca planu zostało 11 tygodni , dużo podbiegów w tym planie. Mają budować siłę biegową, stąd ich tak dużo na początku. Jest też dużo wolnego biegania, interwały, rytmy, tempówki. Powalczę i postaram się zrealizować ten plan w całości.
Warto wspomnieć też co pewnie wszyscy zauważyliście, że zgłosiłem zapiski do bloga roku. Po co? Niewiem, znalazłem w sieci informację że jest konkurs na Blog roku i zgłosiłem.  Może dzięki temu komuś jeszcze będzie się chciało przeczytać biegającego i rozpocząć przygodę z bieganiem. Pozdrawiam wszystkich czytaczy.
 Naar het volgende item.



niedziela, 6 stycznia 2013

Bravo Justyna Kowalczyk

Emocje  przy dzisiejszym biegu kończącym Tour de Ski były ogromne, podbieg aż 29% wzniesienia w niektórych miejscach i dziewczyny z Justyną na czele, które dzielnie walczyły do końca, przypomniały mi ostatnie kilometry maratonu. W moim treningu są podbiegi o tym stopniu nachylenia, ale x razy 100 metrów, a nie przez 9 kilometrów i z rywalkami na plecach. Patrząc na walkę z górą biegaczek we Włoszech, wróciły te myśli, które w tych momentach goszczą w głowie biegacza. Niektóre z dzisiejszych bohaterek też spotkały się z tzw. ścianą o czym wspominały po biegu w  wywiadach. Oglądając ich dzisiejsze zmagania mam wrażenie, że przewijają mi się przed oczami momenty z trasy maratonu; widząc ich skrzywione miny, biegnę oglądając TV razem z nimi. Myślę jak dotrwać do mety, kiedy ta malutka myśl z głowy mówi : "ok stary, już pobiegałeś, już nam wystarczy, zwolnij i odpuść sobie". Jak utrzymać rytm biegu do końca, kiedy ta droga pnie się coraz wyżej (maraton Poznań, chyba coś koło 32km). Trzeba jechać do samego końca, do wyczerpania organizmu, ponad swoje siły. I wreszcie widok mety i te padające za nią narty razem z nimi. I wkońcu można zacząć oddychać. Też zawsze na mecie potrzebuję około minuty na złapanie oddechu. Dzisiejszy kończący Tour de Ski etapik 9km dał im popalić napewno. Pracowały według wstawek z Heart Rate na tętnie 180, czyli dały z siebie wszystko. Uwielbiam takie zawody i podziwiam wszystkie panie za włożony trud w przygotowania żeby móc dotrwać do końca.
No ale przebywając 300 dni w roku poza domem jak nasza mistrzyni Justyna trzeba to już kochać.
Dlatego nie ma się co zastanawiać tylko po obiadku trzy godziny odczekam i dzisiaj dłuższe wybieganie.
Dzięki Wielkie Czterokrotna Królowo. Jesteś WIELKA.

czwartek, 3 stycznia 2013

Nowy Rok, nowe plany, 1%

Witajcie w Nowym Roku.
Nowy czas, nowe plany, nowy licznik zaczął tykać. Pierwsza treningowa dyszka w tym roku za mną, czas rozpocząć przygotowania do sezonu. Amatorskie oczywiście, czyli takie na moje możliwości. Nie mam i nie mogę mieć sprecyzowanych planów na cały rok biegowy, dlatego skupię się na najważniejszych w tym roku startach dla mnie, a wokół tego zbuduję resztę. Najbliższy start który planuje w tym roku to Dębno i na tym będę się koncentrował, później dyszka w Cz-wie, wokół Jasnej Góry wypadnie zaraz po Dębnie. Dalej napewno Warszawa, napewno Gdańsk, a co po drodze, zobaczymy co życie pokaże. Trzeba będzie to wszystko poukładać w całość, żeby nie było zgrzytów z codziennością. Planuję też starty w nowych biegach, w których nie miałem okazji uczestniczyć, myślę że kilka startów wyjdzie spontanicznie w trakcie przygotowania do dużej imprezy. Po cichu myślę o jakiejś nietypowej imprezie, typu gdzieś pod ziemią (Bochnia), w nocy albo extremalnie pójść na maxa i bieg Rzeźnika. No zobaczymy, coś zrealizuję.
Nie planuję nowych rekordów życiowych, będzie forma to będzie rekord. Nie będzie to zostanie satysfakcja z biegu i pamiątkowy medal.
W nowe cyferki 2013 wchodzę z dokończonymi badaniami o których pisałem wcześniej. Takie są długie terminy w Polsce, że tyle to trwało. Ostatecznie jednak udało się je dokończyć i najważniejsze dla mnie to ich wynik, który pozwoli mi na kontynuowanie mojej pasji. Nie stwierdzono żadnych przeciwskazań do biegania, zarówno w układzie krwionośnym i innych narządach napędowych mojego organizmu (yes !)
Wyniki morfologiczne, badanie holterowskie pracy serca, badanie usg jamy brzusznej, badanie echo serca,
wszystko bardzo dobrze.
Także dzisiaj planuję ostry start do przygotowań żeby ujrzeć metę maratonu w Dębnie. Zaczynam Nowy biegający Rok, czego i Państwu życzę. Lubię się rozliczyć sam z sobą z postawionych zadań, planów (szkoda że tego nie robimy z obietnicami wyborczymi naszych polityków) dlatego na koniec roku napewno podsumujemy to co zaplanowałem.
Jeszcze jedna sprawa - bardzo ważna. Zwracam się  w imieniu moich znajomych do ludzi dobrego serca o pomoc w leczeniu pooperacyjnego usunięcia guza mózgu ich synka Oskarka, dla którego biegłem maraton we Wrocławiu o przekazanie 1% z podatku na rzecz fundacji Krwinka z dopiskiem Oskar Nosowicz.
KRS 0000 165702 - Oskar Nosowicz. Musi być wskazanie na jego imię i nazwisko.

Bardzo mi na tym zależy. To nic nas nie kosztuje a  pomoże w leczeniu i rehabilitacji dzielnego Oskara .
Z góry dziękuję.